Autor Wiadomość
Julicka
PostWysłany: Wto 16:56, 19 Cze 2007    Temat postu:

Powiem tak: już uwielbiam Twoje teksty. Twoje krótkie opowiadania, które mogą otworzyć oczy i są tak bardzo prawdziwe i głębokie. Mimo, że przeczytałam dopiero dwa. A więc proszę Cię o jedno. Jeśli kiedykolwiek cokolwiek napiszesz bez zaangażowania, publikuj to tu. Bądź gdziekolwiek indziej. Publikuj to wszędzie, bo jest naprawdę... dobre.
Ni
PostWysłany: Pon 16:15, 18 Cze 2007    Temat postu:

Napisałam to wczoraj Smile Po raz kolejny z nudów, bez większego zaangażowania (dlatego prosiłam o niebicie). Ja czasem mam takie napady Smile
Sheeshka
PostWysłany: Pon 15:27, 18 Cze 2007    Temat postu:

Bardzo prawdziwe. Sama znam kilku takich ludzi. Ile miałas lat kiedy to napisałaś?
Bardzo dobry styl, raczej nie widzę błędów. Za co mam bić?
Ni
PostWysłany: Nie 16:01, 17 Cze 2007    Temat postu: Klon

Tak... ekhm... więc... co tu dużo pisać... Takie to to niewydarzone, proszę nie bić... zbyt mocno.

***

Klon

Nie byłam szarą myszką, o nie. Miałam swój styl, poglądy. Miałam swoje zdanie. Wprawdzie zazwyczaj nie wypowiadałam go na głos, a nawet jeśli, to tylko wśród przyjaciół. Ale je miałam. I tak – miałam też przyjaciół. Nie chodzili ze mną do klasy. Nawet nie uczęszczaliśmy do tej samej szkoły. Co z tego? Byli mi bliscy, liczyli się ze mną, byłam dla nich ważna.
Nie lubiana? Nie… To nie to… ja byłam bardziej ignorowana. Klasa nigdy się nade mną nie pastwiła, nie odrzucała. Po prostu ludzie nie zwracali na mnie uwagi. Pewnie gdyby kogoś z nich zapytać wtedy jak mam na imię, musieliby się chwilę zastanowić.
Nie uczyłam się źle. Raczej przeciętnie z możliwościami na więcej. Zawsze byłam „zdolnym leniem” jak to określała moja mama.

Ona była śliczna. Mądra, wygadana, wesoła. Typowa gwiazda socjometryczna. Wszyscy ją lubili, zawsze otaczał ją wianuszek chłopców. I chyba jako jedyna mówiła mi „cześć”, gdy mijałyśmy się na ulicy. Powinnam ją za to lubić, prawda? Nienawidziłam jej. Zazdrościłam. Tak bardzo chciałam być na jej miejscu!

Zaprzyjaźniłam się z nią. Do tej pory nie wiem jak mi się to udało, ale zostałyśmy przyjaciółkami. A przynajmniej ona tak sądziła. Totalnie zapominając o swoich przyjaciołach, zaczęłam się obracać w kręgu jej znajomych. W końcu mnie zauważali! Stałam się taka jak oni. I stałam się też morderczynią. Morderczynią swojej indywidualności, swoich poglądów, swojego zdania, swojego stylu. Zabiłam siebie i zastąpiłam jakimś nieudanym klonem, który robił wszystko, żeby przypodobać się innym. Podlizywał się, był dwulicowy. Zniszczył swoją przyjaciółkę, aby zająć jej miejsce.
Właśnie tak – zniszczył ją. Kłamstwami, plotkami, obelgami… dwulicowością. Załamała się, wyciszyła, ustąpiła miejsca. A klon niemal skakał z radości.
Zaczął być zbyt pewny siebie, złośliwy, perfidny. Wydawało mu się, że jest najważniejszy, lepszy od wszystkich.
I stał się potworem – jak na ironię nie lubianym przez nikogo. Obgadywanym za plecami, wyśmiewanym. I wciąż udającym, że wszystko jest w porządku, że jest jak należy.


A ja? Do tej pory przyglądam mu się z boku. Patrzę jak dąży po trupach do celu, którego w końcu i tak nie osiąga. W nocy kładę się obok niego, przytulam, głaszczę delikatnie po głowie i szepczę do ucha: „Widzisz kim jesteś?”. On pozostaje niewzruszony, a ja płaczę zamiast niego i łzami moczę mu policzki.

Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group